Wczoraj przemiescilismy sie z Bangkoku do Chang Mai, to miasto w polnocnej Tajlandii, ok 250 tys, mieszkancow. Mozna tu dotrzec pociagiem, autobusem lub samolotem. Wybralismy trzecia opcje z uwagi na dzieci, dwie pierwsze wiaza sie z wielogodzinna podroza, a tych po podrozy z Polski mamy troche dosc:) Loty liniami Air Asia sa w bardzo przystepnych cenach, na nasza czworke (Tymon placi grosze jako ze nie ma jeszcze dwoch lat) to koszt ok 600 zl. Lot trwal godzine, na lotnisku dorwala nas pani, wsadzila do taksowki, jadac miedzy tuk tukami, skuterami, i innymi pojazdami;) wlaczala Olkowi dzieciece piosenki tajskie i filmiki o sloniach, myslalam ze oszaleje;) ale dojechalismy! zywi;) Hotel bardzo milo nas zaskoczyl, w rozsadnej cenie (200zl za noc) mamy dwupokojowy apartament i basen pod oknem, i pyszne sniadania. Pyszne tzn. ze ja i chlopcy mozemy zjesc tosta z dzemem, a Hub w koncu nie marudzi ze nie ma co zjesc tylko dostaje trzy rodzaje tajskich potrw, ktore normalne je sie na obiad, myslalam, ze dzis ze sniadania nie wyjdziemu;) ale wyszlismy i maz moj bardzo usatysfakcjonowany;)
W Chiang Mai przenosisz sie nieco w czasy hipisow, duzo tu luzakow, dredziarzy, klimatycznych knajpek wsrod drzew na drewnianych stolkach, ludzie z plecakami na kazdym kroku, ceny duzo przyjazniejsze niz w Bangkoku i mozna sie o wszystko targowac:) No i te straganiki z jedzeniem, dostajesz mega porcje na kartoniku, zasiadasz na murku i wcinasz, bardzo nam to odpowiada i tak tez sie zywimy. Nikt nie ma problemow zoladkowych, wszyscy zdrowi. Pilnujemy tylko, zeby pic wode butelkowana i to caly ambaras. Miasto to sredniowieczna osada, otoczona z wszystkich stron starym murem (wejscie przez 4 bramy) i fosa, wewnatrz staregi miasta swiatynie warte zwiedzenia, oczywiscie wszedzie na boso. Co dziwne, dzis korzystajac z toalety miejskiej dostalimy na zmiane klapeczki, dziwne to uczucie wkladac bosa stope w cos co wkladalo przede mna pewnie tysiac innych osob, mam nadzieje ze zadnego przyjaciela do Polski nie przywieziemy;))
Chlopaki daja rade, trzeba ich tylko co jakis czas puscic wolno, kupic zabawke (tu sa tylko zabawkowe tuk tuki, nic wiecej! wiec mamy ich juz 3 sztuki i czuje ze to nie koniec;)) i wsadzic do basenu. Kazdy (Tymek jeszcze nie;)) ma swoje propozycje na spedzenie dnia, ukladamy go wspolnie i jakos idzie. Temeratura nie przeszkadza, 40 stopni dobrze nam robi, mam nadzieje w Polsce nie spotka nas niemila niespodzianka i na swieta jakies minimum 20 zamowiliscie;)
Jutro dzien w rezerwacie sloni! Czekam na niego bardzo bardzo, chyba to ja najbardziej sie ciesze;) Ok, jak zwykle kilka foteczek do poogladania. Pozdrawiamy!!!:)